Kask na sanki — powinność czy zbytek?
Uprawianie sportu przez dzieci to współcześnie nietania rozrywka. Oferty sklepów sportowych są naprawdę szerokie i do każdej dyscypliny znajdziemy gadżety przeznaczone dla najmłodszych – nieważne, czy chodzi o piłkę nożną, jeździectwo, wędkarstwo czy… sanki. Tak, nawet jazda na sankach to dla rodziców wielkie wydarzenie i nierzadko zaopatrują się oni różne akcesoria, mające uczynić tę aktywność przyjemniejszą i bezpieczniejszą.
Kask na sanki – czy warto?
O ile dawniej owijało się dziecko po prostu kocem i zabierało na przejażdżkę sankami, o tyle dzisiaj nierzadko kupujemy całą masę specjalnej odzieży i nie tylko. Bielizna termoaktywna dla dzieci, kombinezony, śniegowce, rękawice ortalionowe, odpowiedni krem na zimę bez wody w składzie (to jeden z naszych parentingowych pro tipów na zimę >>) to dopiero początek! Wszak trzeba jeszcze mieć odpowiednie sanki. Plastikowe, drewniane, a może takie z rączką? Ciężko stwierdzić, które są najlepsze. Czy to przesada? Cóż, nie odpowiemy na to pytanie, ale polecamy Waszej uwadze poniższy mem 😉.
Czy ubieranie kasku na sanki to również przesada? Naszym zdaniem nie. W kwestii bezpieczeństwa jest bowiem tak, że zaniechanie pewnych czynności może się skończyć tragicznie. Zadbanie o dodatkowe zabezpieczenia w najgorszym wypadku może być niekomfortowe, więc to niewielka cena.
Czy ubierać dziecku kask na sanki?
Jeżeli wybieracie się z dzieckiem na spacer w sankach po płaskim terenie, istnieje bardzo małe ryzyko, że dojdzie do niebezpiecznej sytuacji. Jeżeli jednak wybieracie się na jakąś pobliską górkę albo stok, to już trzeba się liczyć z wieloma niewiadomymi. Największym czynnikiem ryzyka są inni uczestnicy zabawy. My z naszym kilkuletnim dzieckiem możemy sobie powolutku zjeżdżać, ale w tym samym czasie obok nas mogą szaleć starszaki. A jak wiadomo, dzieci często nie znają lęku 😉. Czasem prędkość staje się zbyt duża, tracą kontrolę nad sankami i nie mają możliwości wyhamować lub odbić przed innymi sankami, na których właśnie zjeżdża mama z 3-letnim dzieckiem. Do tragedii wiele nie potrzeba!
Wielu rodziców było świadkami iście dantejskich scen, gdy w 2020 roku z powodu pandemii koronawirusa zamknięto stoki dla narciarzy. Wtedy stały się one polem zabaw dla osób jeżdżących na sankach. Wiele mniejszych, podmiejskich górek było pełnych ludzi korzystających z rzadkiej możliwości szaleństwa na stokach, które zazwyczaj opanowane są przez narciarzy i snowboardzistów. Ludzi było po prostu zbyt dużo, a stoki zapewniały możliwość rozpędzania się do naprawdę wysokiej prędkości. Dochodziło wtedy do licznych wypadków i karetki często pojawiały się, by pomóc dzieciom z zakrwawionymi głowami i połamanymi kończynami. Wtedy jak na dłoni było widać, jak niebezpieczne mogą być zwykłe sanki.
Dlatego, jeżeli planujecie wybrać się z dziećmi na jakąś popularną górkę i zastanawiacie się, czy kask to nie przesada – nie, to nie przesada. Nie zabierze on radości z jazdy, nie będzie obciążeniem, a może uratować przed poważnymi konsekwencjami.