„Prywatność dla dzieci” – akcja mająca na celu uświadomienie rodziców o zagrożeniach w internecie
Większość rodziców opublikuje 1500 zdjęć swojego dziecka zanim ukończy ono 5. rok życia.
89% rodziców nie sprawdziło swoich ustawień prywatności przez ponad rok.
Takie dane możemy poznać oglądając filmik promujący akcję na YouTubie. Znajdziecie go na końcu artykułu. O co chodzi?
#kidsforprivacy – walka o prywatność dzieci
Wielu rodziców ma świadomość tego, jakie zagrożenia niesie ze sobą publikowanie zdjęć dzieci w internecie. Niektórzy decydują się na pokazywanie obrazków z udziałem swoich dzieci tylko na prywatnych kontach (które nie są dostępne dla osoby spoza kręgu znajomych i obserwujących), inni skrupulatnie ukrywają twarz pociechy. Ale nie brakuje również takich, którzy ochoczo udostępniają publicznie zdjęcia dzieci w czasie kąpieli, siedzenia na nocniku, bez ubrań.
Jak możemy się dowiedzieć z filmiku dotyczącego akcji, w ten sposób narażamy dzieci na możliwość stania się ofiarą pedofila. Bardzo często ci przestępcy szukają swoich ofiar właśnie w internecie. Znajdują dziecko, które oddziałuje na ich wyobraźnie, a potem bez większych problemów lokalizują ofiarę – wystarczy oznaczyć raz lub drugi miejsce pobytu. Internet jest pełen informacji o nas samych, potencjalny oprawca może znaleźć nasz profil na portalach społecznościowych, a potem poszukać nas na LinkedIn, w jakiejś wzmiance w lokalnej prasie, na stronie internetowej firmy, która nas zatrudnia. Stąd już bardzo krótka droga do tego, by znaleźć nas na żywo, poznać zwyczaje rodziny i w dogodnym momencie porwać dziecko. A wszystko zapoczątkowane zostało przez jedno publiczne zdjęcie z popularnym hasztagiem: #pottytraining (trening nocnikowy), #bathtime (czas kąpieli), #nakedchild (golas, gołe dziecko). Choć to oczywiście skrajnie czarny scenariusz, to chyba nikt nie życzyłby sobie, by jego zdjęcie w intymnej sytuacji zawisło na ścianie w domu pedofila, który będzie czerpać przyjemność z tego widoku.
W filmiku akcji #kidsforprivacy możemy usłyszeć głos dziecka, które prosi w imieniu wszystkich dzieci, by uszanować ich prywatność. To inny aspekt publikacji intymnych zdjęć, być może nie tak szkodliwy jak atak ze strony pedofila, jednak wciąż dotkliwy dla dziecka. Nie zapominajmy, że w internecie nic nie ginie. Niektórzy rodzice mieli okazję doświadczyć tego, gdy nagrali swoje dziecko w intymnej lub trudnej sytuacji, wysłali materiał do kogoś bliskiego, a potem jakimś cudem filmik stał się viralem, który krążył po grupach rodziców i nie tylko. Setki osób komentowało zachowanie dziecka, rodzica i nie tylko, ale nie było już sposobu, by to zatrzymać. Taka sytuacja miała miejsce chociażby ze słynnym kiedyś filmikiem, na którym przebodźcowane dziecko płacze nad zadaniem domowym i mówi, że boli je ręka, czoło, brzuch i tak dalej. Materiał krążył po grupach, gdzieniegdzie pojawiał się apel matki, która prosiła, by uszanować ich prywatność, bo to nie miało zostać pokazane szerszej publice.
Raz udostępnione przez nas zabawne zdjęcie dziecka może stać się popularnym memem, może też za kilka lat zostać odnalezione przez starsze już dziecko, które będzie równocześnie zażenowane i złe.
Czasami bywa też tak, że rodzice są świadomi zagrożeń i dbają o bezpieczeństwo w internecie, ale już dziadkowie zupełnie nie mają wiedzy na temat potencjalnego ryzyka. W takich sytuacjach trzeba rozmawiać, uświadamiać i stanowczo prosić o usunięcie szkodliwych materiałów.