Stając się rodzicem trzeba nieustannie się dokształcać — zasada ograniczonego zaufania wobec specjalistów
Nie jest tajemnicą, że gdy w perspektywie mamy zostanie rodzicem, życie diametralnie się zmienia. Osoby, które nigdy wcześniej nie miały do czynienia z małymi dziećmi, mogą się czuć szczególnie zagubione. Trzeba się nauczyć wielu nowych rzeczy i dobrze jest w tym celu skorzystać z usług szkoły rodzenia (o tym, czy warto, pisaliśmy tutaj >>). Jesteśmy w stanie przygotować się na niektóre powszechne niespodzianki, ale wciąż pozostaje wiele sytuacji, które mogą nas zaskoczyć. Wtedy szukamy pomocy u specjalistów. Warto również samodzielnie zgłębiać temat i słuchać swojej intuicji, bo niestety, nawet specjaliście mogą się mylić…
Zasada ograniczonego zaufania
Zasada ograniczonego zaufania to pojęcie z ustawy Prawo o ruchu drogowym. Ale można je również przenieść na grunt rodzicielstwa. Jeżeli korzystamy z usług jakiegokolwiek specjalisty w związku z naszym dzieckiem i mamy chociaż cień wątpliwości co do słuszności porad, trzeba zasięgnąć opinii innego specjalisty i skonfrontować je ze sobą. Zastanówcie się, czy w Waszej pracy nigdy nie zdarzyło się Wam pomylić? Tak samo bycie lekarzem, nauczycielem lub nawet prawnikiem nie gwarantuje nieomylności. Pomylić się może każdy, nawet człowiek z 20-letnim doświadczeniem. Oczywiście nie oznacza to, że każdą opinię należy podważać, warto jednak kierować się intuicją.
Gdy specjaliści nie mają racji
Bardzo wielu rodziców spotkało się z taką sytuacją: dziecko kaszle, pediatra bada malucha i zapisuje 5 różnych syropów, bo nie ma pewności, co jest przyczyną i każe podawać wszystko. Często w takich sytuacjach rodzice sami szukają wskazówek i z czasem znajdują przyczynę kaszlu – alergię, zanieczyszczenie powietrza, spływający katar. Możliwe to jest dzięki obserwacji, dociekliwości i samodzielnemu poszukiwaniu informacji. Dlatego gdy ktoś zostaje rodzicem, czasem konieczne jest nieustanne poszerzanie swojej wiedzy. Może to dotyczyć spraw medycznych, ale także bezpieczeństwa, przysługujących praw i tym podobne. Można na przykład iść do sklepu i kupić taki fotelik, jaki nam poleci sprzedawca, a można też zrobić samodzielne badania i odkryć, że inny model w podobnej cenie ma dużo lepsze oceny w niezależnych testach.
Poniżej przedstawiamy historie mam, które miały okazję doświadczyć pomyłek ze strony specjalistów.
Kiedy moja średnia córka miała 3 miesiące, wylądowaliśmy w szpitalu, bo pojawiły jej się na buzi niepokojące zmiany skórne. Lekarka przyjmująca na oddział powiedziała, że to prawdopodobnie gronkowiec. Już w szpitalu miałam wątpliwości co do diagnozy, bo mała czuła się świetnie, jadła, spała, śmiała się, tylko buzię miała w fatalnym stanie. Każdy kolejny lekarz widział w karcie ,,gronkowiec” i tej diagnozy się trzymał. Co ciekawe, ci sami lekarze uspokajali innych, przerażonych rodziców z oddziału, że gronkowca to mają oni wszyscy, bo większość populacji ma go na skórze. Córka dostawała antybiotyk, który według mnie nie działał, bo skóra się pogarszała. Dopiero maść ze sterydem podana w 4 dniu pomogła. Wyszliśmy po tygodniu ze szpitala, ale zmiany wciąż były widoczne. Poszliśmy do pediatry, która zapisała drugi, inny antybiotyk. Podałam go, ale w dalszym ciągu nie było poprawy, poszliśmy więc do innej pediatry, ta zapisała trzeci antybiotyk. Bałam się go podać, to ogromna dawka antybiotyków jak dla kilkumiesięcznego dziecka! Tydzień później na wizycie u dermatologa dowiedzieliśmy się, że to nigdy nie było zakażenie gronkowcem… Dermatolożka słusznie zauważyła, że gdyby to było to, dziecko byłoby w fatalnej kondycji, a wyniki badań krwi byłyby alarmujące. Gronkowiec wyszedł na wymazie, bo tak jak lekarze mówili, większość ludzi po prostu ma go na skórze… A wyniki krwi były wzorcowe! Co ciekawe, ta dermatolożka postawiła inną diagnozę, ale również błędną (drożdżaki). Dopiero druga dermatolożka odkryła, że to było łojotokowe zapalenie skóry, a córka ma po prostu atopową skórę.
Oliwia
Moja córka chodzi do żłobka. Opiekunka powiedziała mi, że mała ma problemy ze wzrokiem, bo zbyt często się potyka. Przestraszyłam się trochę, w końcu osoba pracująca dużo z dziećmi potrafi zauważyć zachowanie odbiegające od normy. Córka od małego była pod opieką okulisty, bo mieliśmy pewne problemy. Umówiłam się więc na wizytę, by ocenić wadę wzroku. Okulista wykonał niezbędne badania i powiedział, że ze wzrokiem wszystko jest w jak najlepszym porządku! Moja córka po prostu taka jest, w zabawie ma tyle rzeczy do zrobienia, że się potyka w pośpiechu.
Ania
Mój synek gdy nauczyczył się siedzieć, zaczął się przemieszczać po podłodze siedząc na pupie i powłócząc jedną nogą. Zaniepokoiło mnie to, bo ta nóżka ciągle zostawała z tyłu i po kilkunastu dniach zaczęło mi się wydawać, że krzywo ustawia tę nogę. Przy okazji wizyty w przychodzi zapytałam naszą pediatrę, czy to normalne, czy szukać pomocy u specjalisty. Pediatra wzruszyła ramionami i powiedziała, że taka jego uroda i w końcu się oduczy. Nie dawało mi to jednak spokoju i umówiłam się na wizytę do fizjoterapeutki. Ta z kolei wyraziła zaniepokojenie, pokazała nam kilka ćwiczeń, które musimy wykonywać, by zadbać o symetrię nóg i kazała się pojawić ponownie, gdy syn nauczy się chodzić, by w razie czego szybko skorygować błędy. Takie powłóczenie nogą bez korekty w postaci ćwiczeń mogło się skończyć wadą postawy.
Monika
Kiedy urodziło się moje pierwsze dziecko, byliśmy w trudnej sytuacji finansowej. Udałam się do GOPS-u [gminny ośrodek pomocy społecznej – przyp. red.] dowiedzieć się, na jakie wsparcie możemy liczyć. Mój mąż kilka miesięcy wcześniej musiał zamknąć działalność i ciągle miał dorywcze prace, szukał czegoś stałego. Bardzo uprzejma pani wysłuchała naszej historii i powiedziała, że skoro mąż wcześniej prowadził firmę i miał dochody, nie kwalifikujemy się do żadnej pomocy, bo przekraczamy próg dochodowy i nie ma znaczenia to, że obecnie jesteśmy niemal bez środków, z małym dzieckiem. Odeszłam więc z niczym, ale kilka tygodni później moja mama rozmawiała ze znajomym – kierownikiem innego GOPS-u. Powiedział jej, że jeżeli jeden członek rodziny utracił dochody, to możemy się starać o zapomogę! Dostaliśmy wsparcie, które nam wtedy bardzo pomogło, ale tylko dzięki przypadkowej rozmowie mojej mamy.
Patrycja
Kiedy urodziłam syna pediatrzy ze szpitala powiedzieli mi, ża małemu coś przeskakuje w stawach biodrowych i mam jak najszybciej udać się na USG, bo będą problemy. Bardzo się zmartwiłam, gdy usłyszałam, że może być konieczne wsadzenie nóżek do ortezy. Gdy tylko doszliśmy do siebie w domu, umówiłam się na USG. Okazało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku a bioderka są niemal wzorcowe. Lekarze ze szpitala niepotrzebnie mnie nastraszyli… Mogli to przekazać w delikatny sposób, zalecić zwrócenie uwagi, a oni powiedzieli o tym w taki sposób, jakby to już było przesądzone.
Kasia
Pamiętajcie rodzice, gdy tylko coś wzbudza waszą wątpliwość, nie bójcie się wypowiadać tych wątpliwości na głos, szukać drugiej opinii lub wskazówek na rzetelnych portalach.