Nowa podstawa programowa dla przedszkoli. Rodzice mają powody do niepokoju

W ostatnich dniach dużo mówi się o projekcie nowych podstaw programowych dla przedszkoli. Propozycja zmian, przygotowana przez zespół ekspertów IBE, trafiła już do Ministerstwa Edukacji – i wywołała naprawdę gorącą dyskusję. Dlaczego? Bo dotyka trzech kluczowych obszarów, które wpływają na codzienne funkcjonowanie przedszkolaków: pisania, ekranów i czasu spędzanego na świeżym powietrzu.
To nie są drobiazgi. To decyzje, które mogą realnie zmienić to, jak wygląda dzień naszych dzieci.
Czy w przedszkolu powinno się uczyć pisania?
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych punktów projektu jest wprowadzanie do przedszkoli elementów… nauki pisania. Specjaliści alarmują, że w tym wieku to zupełnie niepotrzebne, a wręcz szkodliwe. Dr Karol Dudek-Różycki zauważa, że dzieci powinny bawić się, lepić, malować, wycinać, budować, czyli rozwijać ręce i całe ciało przez ruch i zabawę. Zamiast tego mogą trafić na kolejne karty pracy, które wymagają siedzenia przy stoliku i wykonywania zadań bardziej szkolnych niż przedszkolnych.
Ekrany w przedszkolu – czy potrzebny jest całkowity zakaz?
Kolejnym spornym tematem jest korzystanie z elektroniki. Część ekspertów apeluje o pełny zakaz używania ekranów w przedszkolach. W ich ocenie nawet „okazyjne” uruchamianie bajek czy aplikacji może w praktyce zamienić się w niezdrowy nawyk. Z kolei twórcy projektu odpowiadają, że chodzi jedynie o rozsądne, okazjonalne użycie technologii, np. mikroskopu, aparatu czy nagrania muzyki. Ich zdaniem nie ma mowy o uzależnieniach, jeśli urządzenia nie zastępują prawdziwej zabawy ani kontaktu z rówieśnikami.
Mniej spacerów? Tylko raz w tygodniu na świeże powietrze?
Najwięcej emocji wywołał zapis, który, jak mówią przeciwnicy zmian, może sprawić, że wyjścia na dwór staną się rzadsze. Dziś przedszkola powinny wychodzić z dziećmi codziennie. W projekcie pojawia się sformułowanie: „co najmniej raz w tygodniu”. Rodzice reagują natychmiast: „Jak to raz w tygodniu?!”. Eksperci ostrzegają, że to może pogorszyć nie tylko kondycję fizyczną dzieci, ale też ich odporność, emocje i samopoczucie. Z kolei autorzy projektu tłumaczą, że chcieli po prostu „urealnić” zapisy dla placówek, które mają słabą infrastrukturę. Tylko że dla rodziców najważniejsze jest to, by ich dzieci jak najczęściej były na świeżym powietrzu, a nie w zamkniętej sali.
Co na to autorzy projektu?
Współautorka projektu, Agnieszka Kuźba, broni zmian. W rozmowie z DGP podkreśla, że propozycje są wyrwane z kontekstu. Zaznacza, że:
Spontaniczne bazgranie czy odwzorowywanie liter nie oznacza formalnej nauki pisania — to naturalny etap rozwoju.
Dokument nie ogranicza fizycznej aktywności dzieci, lecz próbuje uwzględnić realne warunki placówek, np. brak własnych ogrodów czy fatalne zaplecze lokalowe.
Korzystanie z elektroniki „okazjonalnie i celowo”, np. w formie mikroskopu czy aparatu, nie stanowi zagrożenia. Problem pojawia się, gdy ekrany zastępują zabawę, ruch i kontakt z naturą.
Na razie to projekt, który budzi ogromne emocje i to dobrze. Oznacza to, że rodzice, nauczyciele i specjaliści patrzą uważnie i chcą realnie wpływać na to, jak wygląda edukacja najmłodszych. Jedno jest pewne: dzieci potrzebują zabawy, ruchu i bliskości, a nie ekranów i kart pracy. I warto o tym przypominać głośno, zanim zapadną ostateczne decyzje.
źródło: Gazeta prawna




