Alienacja rodzicielska – czy wiesz, że to przemoc? Na czym polega i jakie są przejawy?
Przemoc psychiczna wobec dzieci, którą czasami nieświadomie stosują rodzice.
Przemoc psychiczna wobec dzieci, którą czasami nieświadomie stosują rodzice.
Osoby mieszkające w dużych miastach zapewne miały okazję widzieć gdzieś baner reklamujący ,,Przedszkole Montessori”. Czym to przedszkole różni się od innych?
Autorka metody, która swoją nazwę wzięła od jej nazwiska, uważała, że tradycyjna edukacja tłumi predyspozycje dzieci. W szkole jest nacisk na równomierne wyniki z każdej dziedziny, nie zważając na to, że jeśli dziecko lepiej radzi sobie z cyferkami niż literkami, może warto skupić się właśnie na cyferkach, ponieważ w nich przejawia się naturalny talent dziecka. Maria uważała, że trzeba dać dziecku dużo swobody w edukacji, nie naciskać na rozwijanie konkretnych umiejętności, pozwolić na samodzielne decydowanie. Co za tym idzie, ważna jest samodzielność dzieci w każdym innym aspekcie – nauczyciel ma nie wyręczać dziecka, a jedynie nadzorować jego pracę, pomagać mu tylko, gdy jest to konieczne. Bardzo ważnym założeniem jest szacunek do dziecka – nauczyciel nie krzyczy do niego, nie przywołuje, tylko sam podchodzi, często kuca, by rozmawiać twarzą w twarz.
Zazwyczaj są to prywatne placówki, w których utworzone są mieszane grupy. Założeniem autorki metody było stworzenie środowiska przypominającego społeczeństwo, w którym będą dzieci w różnym wieku, a także o różnym stopniu sprawności, także niepełnosprawne. Dzieci w przedszkolu Montessori samodzielnie przygotowują nakrycie stołu, czasem zmywają po posiłku, dbają o porządek i higienę. Samodzielnie wybierają też pomoce naukowe – w przedszkolu tym nie spotkamy tradycyjnych zabawek, wyłącznie drewniane i stonowane. Nie ma tu również miejsca na fikcję i bohaterów z bajek. Każdy przedmiot występuje w jednym egzemplarzu, ma odpowiedni stopień trudności i rozwija jakaś umiejętność. Z założenia dzieci się nie bawią, tylko pracują, rozwijają swoje umiejętności, zgodnie z upodobaniami, bez nacisku ze strony opiekuna. Dużo czasu spędza się na świeżym powietrzu.
W takim przedszkolu nie stosuje się przymusu, nagród ani kar, w tym również pochwał i reprymend. Stawia się nacisk na wypracowanie wewnętrznej motywacji dziecka. Warto jednak upewnić się, czy aby na pewno placówka z nazwiskiem Montessori w nazwie w pełni realizuje założenia tego wychowania – nauczyciele powinni mieć ukończony roczny kurs i dokładnie realizować główne założenia metody.
Z założenia tak, jednak warto w domu przygotować wcześniej malucha do tego, że będzie musiał chociażby samodzielnie nakryć do stołu – dla 3-latka, który nigdy tego nie robił, może to być problemem. Dzieci w przedszkolach Montessori mają dużo swobody, ale mają też obowiązki. Spędzanie najmłodszych lat w takiej placówce może pozwolić dziecku rozwinąć swoje naturalne talenty i poznać preferencje. Doskonałą opcją byłaby możliwość kontynuowania edukacji w szkole Montessori, które są jednak rzadko spotykane. Maluch wychowywany bez nagród i kar może mieć problem z przyzwyczajeniem się do systemu ocen, to jednak indywidualna kwestia każdego z dzieci.
Wychowanie w duchu Montessori daje ogromne szanse, jednak jest wymagające także wobec rodzica, który również w domu powinien stosować się do ogólnych zasad – nie chwalić dziecka, nie karać, nie nagradzać i nie wyręczać. Może to być trudniejsze, niż się wydaje.
Niewykluczone jest, że rząd wkrótce przygotuje nowy program, roboczo nazywany ,,Babcia Plus”. Na czym to polega?
Jest to propozycja podpatrzona na Węgrzech, gdzie dziadkom opiekującym się wnukami wypłacane jest świadczenie. Ministra rodziny Marlena Maląg wypowiedziała się pozytywnie o tym programie, co może dawać nadzieję, że również u nas mogłoby to funkcjonować. Wiele rozwiązań obecnie stosowanych pochodzi właśnie z Węgier.
Rodzice, którzy chcą wrócić do pracy, zamiast posyłać dziecko do żłobka, mogą się zdecydować na ,,zatrudnienie” dziadków do opieki. W takim wypadku senior musiałby zrezygnować z otrzymywania emerytury bądź renty, a w zamian za to otrzymywałby zasiłek, którego wysokość obliczana jest na podstawie wysokości wynagrodzenia rodzica, maksymalnie do 3000 zł.
Czy przyjęłoby się to w naszych realiach?
Taki program na pewno cieszyłby się dużym zainteresowaniem. Nie jest bowiem tajemnicą, że żłobki wcale nie są najczęstszym wyborem rodziców. Jeżeli jest taka możliwość, większość decyduje się na pomoc babć i dziadków. Ponadto, zdecydowana większość emerytur to dużo mniej niż 3000 zł, dlatego takie rozwiązanie poprawiłoby sytuację emerytów, którzy i tak często zajmują się wnukami. O ile oczywiście, program ten zostałby przyjęty w takiej formie, w jakiej występuje na Węgrzech.
Daria to doświadczone przez los dziecko, które przedwcześnie musiało stać się dorosłą. Rodzinny dom jest na jej utrzymaniu, matka choruje na zaawansowaną chorobę nowotworową, ojciec jest alkoholikiem. Dziewczyna opiekuje się córką Emi, a także dwójką rodzeństwa. Spotyka się też z niesamowitym internetowym hejtem. Gdy media przestały zabiegać o jej obecność, nikt nie zainteresował się losami młodej matki. Nie znalazły się żadne organizacje gotowe wspierać dziewczynę w nowej sytuacji.
Daria przyznaje, że jest jej ciężko:
Gdybyście tylko wiedzieli, co naprawdę dzieje się w moim życiu... Jestem okropnie zmęczona, ponieważ w rodzinie tylko ja zarabiam. Do tego cały czas siedzę z Emi. Wszyscy uwielbiają oceniać kogoś, nawet nie wiedząc, co się z tym człowiekiem dzieje.
Jej historią żyły media na całym świecie w 2020 roku. Gdy zaszła w pierwszą ciążę ludzie rozprawiali nad tym, czy 13-letnie dziecko jest wystarczająco dojrzałe, by zapewnić opiekę noworodkowi. Najbardziej zadziwiająca była informacja, że ojcem jest 10-letni Wania. Para wstawiała wspólne zdjęcia na Instagramie, wystąpiła w kilku programach telewizyjnych, zapewniając o ich miłości. Próbowała przekonać wszystkich, że są gotowi stać się rodziną. Daria stała się popularna, ma prawie 150 000 followersów, spopularyzowała rosyjski odpowiednik hasztagu #13latkawciazy.
Niedługo po tym, wyszło na jaw, że 10-latek nie był fizycznie w stanie spłodzić dziecka – nie stał się jeszcze na tyle dojrzały płciowo. Pod presją opinii publicznej Daria przyznała, że ojcem dziecka jest 15-letni Stiopa, licealista, przez którego została zgwałcona. Interweniowała policja, 15-latek przebywał w areszcie domowym.
Jakiś czas temu Daria powiadomiła za pomocą mediów społecznościowych o drugiej ciąży, tym razem ojcem ma być 30-latek, jej znajomy. ,,Znowu w ciąży” – napisała. Jeśli informacje się potwierdzą, jej drugie dziecko pojawi się na świecie latem.
Mamy do czynienia z coraz większym buntem prywatnych placówek. Na chwilę obecną nie da się określić, jak wiele przedszkoli i żłobków postanowiło skorzystać z pewnych luk w przepisach, ale mogą to być liczby idące w tysiące w skali kraju.
Na jakiej podstawie otwarte są niektóre prywatne przedszkola i żłobki?
Placówki powołują się na bardzo niekonkretne przepisy, które wydają się być napisane w pośpiechu i dają możliwość dowolnej interpretacji.
Na portalu money.pl czytamy:
– Problem polega na tym, że przepis był pisany na kolanie i jest bardzo nieprecyzyjny. Obecnie mówimy o jednej z możliwych interpretacji. W dużym skrócie chodzi o to, że jeśli do przedszkola chodzi choćby jedno dziecko, którego jeden rodzic jest uprawniony rozporządzeniem do wysłania swojej pociechy do placówki, to jest to automatycznie rozszerzone na wszystkie inne dzieci. Mówiąc inaczej: jeśli do przedszkola może chodzić jedno dziecko, to inne też mają do tego prawo
Monika Katarasińska Tweet
Tak więc niektóre placówki, w których chociażby jeden rodzic pracujący w służbach mundurowych/medycznych wyraził potrzebę zapewnienia opieki nad dzieckiem, postanowiły udostępnić swoje usługi wszystkim innym dzieciom.
Inną ,,furtką” jest fakt, że lista zawodów, które są uprawnione do korzystania z usług przedszkoli i żłobków, jest również mocno nieprecyzyjna i można ją naginać odpowiednio do swoich potrzeb.
Jeszcze inne placówki zachęcają rodziców do podpisania oświadczenia, iż jest się uprawnionym do korzystania z opieki, ponieważ nie są organem mającym dokonywać weryfikacji tych oświadczeń – uznają, że rodzice działają w dobrej wierze i chętnie się otwierają.
Wielu z nich stoi przed dylematem. Chociaż powszechnie zrozumiała jest zasadność obostrzeń, sytuacje w domach są czasami skomplikowane. Rodzice pracujący zdalnie, młodsze rodzeństwo wymagające dużo uwagi, brak kontaktu z rówieśnikami… Wszystko to przekonuje do korzystania z usług placówek. Po ponad roku życia w pandemii i rozpoczęciu szczepień wiele osób chce powrotu do normalności.
Zarówno Ministerstow Edukacji odpowiedzialne za przedszkola, jak i Ministerstwo Rodziny odpowiedzialne za żłobki, nie odniosły się do tej kwestii. Sanepid i Policja również nie zajmują konkrentego stanowiska. Funkcjonujące placówki się tego nie obawiają, ponieważ uważają, że działają zgodnie z prawem.
Badania pokazują, że najlepsze co można dziecku zapewnić przez pierwsze 3 lata życia, to bliska obecność rodzica. Czy więc oddanie malucha do żłobka będzie dla niego krzywdą?
Po pierwsze, pamiętajmy o tym, aby nigdy nie oceniać decyzji innych rodziców. Niektórzy mieszkają z daleka od rodzin i nie mogą liczyć na pomoc dziadków, a sytuacja życiowa po prostu zmusza ich do wysłania pociechy do żłobka, gdy tylko skończy się urlop rodzicielski. Wynajęcie pełnoetatowej opiekunki to drogie rozwiązanie, na które nie każdego stać. Są jednak czasami sytuacje, kiedy któryś z rodziców mógłby zostać w domu z dzieckiem, jednak tego nie robi i decyduje się skorzystać z usług placówki opiekuńczej. Taka decyzja, nawet jeśli nie jest podyktowana względami materialnymi, również może mieć bardzo silne uzasadnienie! Może bowiem być tak, że rodzic zmuszony do zostania w domu będzie nieszczęśliwy lub napotka wypalenie rodzicielskie.
Wiele autorytetów parentingu już o tym pisało, chociażby Mataja oraz portal Dzieci są ważne. Kto jest narażony na wypalenie? Cytując za Matają:
(...) m.in. ci rodzice, którzy chcą być perfekcyjni, ci rodzice, którzy są matką, ci którzy mają małe dzieci, bo im trzeba poświęcać więcej uwagi i więcej siebie, ci którzy są samotnymi rodzicami, bo wiadomo, ci którzy nie pracują zawodowo, bo wtedy zwykle cała odpowiedzialność spada na nich i nie mają dokąd uciec by pobyć kimś innym niż rodzicem, ci którzy pracują w niepełnym wymiarze godzin, bo jeśli drugi rodzic pracuje „normalnie” to spada na nich większa część opieki nad dzieckiem i ci którzy stale pracują więcej niż 9 godzin dziennie, bo duże obciążenie pracą może sprawić, że nasze zasoby emocjonalne na radzenie sobie z problemami dziećmi będą niewystarczające...
Podsumowując, ten problem dotyczy potencjalnie każdego rodzica.
Wciąż spotykamy się z dużym brakiem zrozumienia, szczególnie ze strony innych rodziców, którzy żyją inaczej. Bardzo często mamy nie rozumieją, jakim cudem inne mamy mogą nie czuć się spełnione, gdy siedzą z dzieckiem w domu, ponieważ dzieci to największy skarb i szczęście. To prawda, dzieci są szczęściem, jednak każdy człowiek jest inny i ma inne potrzeby. Czasami padają zarzuty o przedkładaniu kariery nad dziecko, podczas gdy w rzeczywistości rodzic po prostu potrzebuje realizować się zawodowo, by być szczęśliwym. Znane przysłowie mówi, że z pustego i Salomon nie naleje, to samo tyczy się ludzi – człowiek przybity czy zdołowany nie zdoła obdarzyć szczęściem swojej rodziny. Można się smutno uśmiechać lub kryć łzy, jednak dzieci są radarami naszych emocji – doskonale wyczują, że coś jest nie tak. Niestety to nie jest dorosły człowiek, który w takiej sytuacji zaproponuje herbatę i rozmowę. Negatywne emocje odbiją się właśnie na maluchu, który nie rozumiejąc przyczyny, może stać się niespokojny, marudny i zły. Jak długo można robić dobrą minę do złej gry, starać się z całych sił, gdy wewnętrznie czuje się smutek oraz bliżej nieokreślony brak? Jednorazowe wieczorne wyjście ze znajomymi nie załata tej dziury.
Wyobraźmy więc sobie teraz rodzinę, w której jest roczny maluch, a jeden z rodziców ma bardzo dobrą pracę. Czy słuszne będzie oczekiwanie, by drugi rodzic w pełni oddał się wychowaniu, ponieważ to teoretycznie będzie najlepsze dla dziecka? Nie. Być może ten drugi rodzic potrzebuje aktywności zawodowej, by czuć się spełnionym i potrzebnym. Opieka nad dzieckiem może dawać dużo radości, jednak niektórzy rodzice potrzebują też innych bodźców. Tak samo, jak niektórzy ludzie potrzebują adrenaliny lub ruchu, dlatego jeżdżą na nartach, rowerze czy rolkach. Nie należy oceniać innych przez pryzmat swoich potrzeb. Jeżeli naszego przykładowego rodzica ktoś namówi, żeby został z maluchem w domu, może dojść do sytuacji, w której będzie on zgaszony, przybity i wypalony. Nie będzie miał energii, by realizować z dzieckiem kreatywne i edukacyjne zabawy, a wspólny czas będzie niskiej jakości. Często wtedy pojawia się także złość i negatywne emocje. W skrajnych przypadkach może dochodzić nawet do przemocy! Ciężko wziąć 2-tygodniowy urlop od rodzicielstwa, by złapać oddech. Czy taka atmosfera w domu jest najlepszym, co możemy dać dziecku?
I ponownie, wyobraźmy sobie tę samą rodzinę, w której oboje rodzice zgodnie z własnymi potrzebami idą do pracy. W tym czasie dziecko spędza czas w żłobku, w otoczeniu innych dzieci i pań, które mają wiedzę oraz doświadczenie, świetnie organizują czas i wymyślają nowe zabawy (oczywiście kluczowe tutaj jest wybranie odpowiedniej placówki, zakładamy, że nasza pociecha przebywa w sprawdzonym i bezpiecznym miejscu). W ciągu dnia rodzic zdąży zatęsknić za dzieckiem, a wspólna zabawa będzie czymś orzeźwiającym, odmiennym od pracy. Godzina radosnej zabawy z pełnym zaangażowaniem może być nieporównywanie bardziej cenna, niż cały dzień z osobą, która nie ma siły ani ochoty na zabawę.
Ważne jest, by znaleźć złoty środek, w którym ani środowisko domowe, ani służbowe, nie wywoła u nas przeciążenia. Gdy rodzic wraca z pracy wykończony, to również nie odbije się dobrze na rodzinie. Jeżeli jednak mamy do wyboru sytuację, w której maluch nieustannie przebywa z przybitym i wypalonym rodzicem, lub gdy ten czas częściowo spędza w żłobku, a częściowo ze spełnionym i szczęśliwym rodzicem, prawdopodobnie drugi wariant będzie zdecydowanie lepszy. Gdy zadbacie o siebie, lepiej zadbacie o innych.
Na dzisiejszej konferencji minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował o przedłużeniu panujących obostrzeń do 18 kwietnia. Oznacza to, że cały następny tydzień najmłodsze maluchy zostaną w domu, przedszkola i żłobki pozostaną zamknięte. Wyjątek stanowi opieka nad dziećmi, których rodzice pracują w służbach porządkowych, mundurowych, w sektorze medycznym oraz w innych zawodach związanych ze zwalczaniem i zapobieganiem pandemii COVID-19.
Nie podano konkretnej daty otwarcia szkół, pojawiły się jednak wzmianki, by miało to być jeszcze w tym miesiącu. Wiadomo także, że powrót dzieci będzie stopniowy, najpierw najmłodsi, czyli klasy 1-3, później starsze dzieci. Minister nie wyklucza nauki w systemie hybrydowym – częściowo stacjonarnie, częściowo zdalnie.
Niedzielski zwraca uwagę, że spadek zachorowań napawa nadzieją, jednak trzeba się jeszcze uzbroić w cierpliwość i czekać na bardziej wyraźne osłabienie fali.
Mowa to jeden z najważniejszych sposobów komunikacji. Jeśli dziecko skończyło 3 lata i nadal ma problem z porozumiewaniem to znak, że wizyta u logopedy jest konieczna. Logopeda zdiagnozuje wady i zaburzenia wymowy, a także wspomoże rozwój kompetencji językowych, które zdecydowanie mają wpływ na wyniki w nauce.
W Polsce przyjmuje się koncepcję kształtowania mowy według Leona Kaczmarka. Ustalił on pięć podstawowych etapów ewaluacji językowej:
Etap przygotowawczy
To czas życia płodowego, wtedy wykształcają się narządy mowy, słuchu i wzroku. Pierwsze dźwięki, które odbiera dziecko, to rytm. Już w 4. miesiącu płód odczuwa rytm bujania, gdy matka jest w ruchu. W 4 – 5. miesiącu reaguje na bodźce akustyczne, jego akcja serca przyspiesza, odczuwa niepokój. W tym czasie zaczyna również rozpoznawać głos matki, a w 7. miesiącu słyszy bicie jej serca. Na tym etapie nie wpływamy na rozwój mowy bezpośrednio.
Dziecko komunikuje się głównie za pomocą krzyku i płaczu. Rozpoczyna również okres głużenia i gaworzenia – czyli ćwiczenia podstawowych głosek. Wraz z końcem tego okresu dziecko już sporo rozumie, szczególnie wypowiedzi o zabarwieniu emocjonalnym, reaguje na imiona i twarze domowników. Reaguje ruchem na komunikację i próbuje nawiązać kontakt.
Nieprawidłowe zachowania to:
Dziecko powinno używać wszystkich samogłosek (poza nosowymi) oraz spółgłoski p, b, m, t, d, n, t, ś, czasem ć. Zaczyna rozumieć więcej słów, wyrażeń i zdań, niż jest w stanie wypowiedzieć. Norma dla 18. miesięcznego dziecka to wypowiadanie około 50 słów, natomiast rozumienie około 100, w tym proste polecenia.
Zaniepokoić rodziców na tym etapie może brak którejś z wymienionych umiejętności, a także widoczne wady zgryzu, trudności z wymową głoski, która w tym czasie powinna być utrwalona lub wadliwa artykulacja: wsuwanie języka między zęby, świszczenie, jąkanie, zacinanie, zbyt szybka lub za wolna mowa, chrapanie.
Okres zdania – od 2. do 3. roku życia
Dziecko zaczyna komunikować się już zdaniami dwu-, trzy- wyrazowymi. Powinno prawidłowo wymawiać wszystkie samogłoski ustne i nosowe, chociaż mogą występować odstępstwa np. zamiana samogłosek : a-o, e-a, i-y oraz zmiękczanie spółgłosek p, b, m f, w odpowiednio jako: pi, bi, mi, fi, wi. Pod koniec tego okresu mogą pojawiają się już czasem głoski: s, z, c, dz, a nawet sz, ż, cż, dż. Dwulatek powinien operować około 300 słowami. Jeśli malec nie jest zainteresowany komunikacją werbalną, rozwój mowy nie jest prawidłowy. Jeśli dwuletnie dziecko mówi zaledwie krótki komunikaty – mama, tata, tak, nie – jest to powód do niepokoju.
Czteroletnie dziecko zna już głoski: s, z, c, dz. Wymawiane jako ś, ź, ć, dź jest nieprawidłowe. Około 5. roku życia często pojawia się głoska r, a także sz, ż, cz, dż, choć ich zamiana na s, z, c, dz lub ś, ź, ć, dź, nie jest jeszcze sygnałem o nieprawidłowościach. To czas gdy dziecko nadal skraca wyrazy, przestawia głoski, upraszcza, jednak jego mowa powinna być już zrozumiała dla otoczenia.
Rozwój mowy trwa zazwyczaj do szóstego roku życia. Każde zaburzenia i wady wymowy u dzieci starszych, a także wcześniejsze problemy z danego okresu określamy jako opóźnienie rozwoju mowy.
Jeśli zauważymy jakiekolwiek odstępstwa od normy nie panikujmy, ale skonsultujmy się ze specjalistą. Prawidłowa mowa, ułatwia życie i pomaga w rozwoju innych umiejętności.
W bieżącym roku, podobnie jak w poprzednich latach, zostało przyznane dofinansowanie dla żłobków, klubów dziecięcych oraz dla dziennych opiekunów. Jakie placówki mogły liczyć na wsparcie? Ile miejsc zostało objętych programem? I wreszcie – jaka jest wysokość dofinansowania?
Celem programu jest dofinansowanie miejsc opieki dla dzieci do lat 3 w klubach dziecięcych, żłobkach oraz u dziennych opiekunów. Całość została podzielona na 5 modułów, na które przeznaczono 450 milionów złotych. W pierwszej kolejności dotowane były miejsca tworzone przez jednostki samorządu terytorialnego, czyli na przykład żłobki gminne (3 moduły). Pozostałe środki zostały rozdysponowane dla placówek prywatnych (2 moduły). Podmioty mogły starać się również o dofinansowanie miejsc dla dzieci niepełnosprawnych.
W przypadku miejsc utworzonych przez jednostki samorządu terytorialnego możliwe było wnioskowanie o dofinansowanie w obrębie 3 modułów:
1a – utworzenie nowych miejsc opieki przez jednostki samorządu terytorialnego w gminach, w których nie istniały dotychczas żłobki i kluby dziecięce – zgłoszono 2 715 miejsc,
1b – utworzenie nowych miejsc opieki przez jednostki samorządu terytorialnego w gminach, w których funkcjonują żłobki i kluby dziecięce – zgłoszono 3 483 miejsca,
2 – funkcjonowanie miejsc opieki tworzonych przez jednostki samorządu terytorialnego, istniejących dzięki wcześniejszym edycjom programu – zgłoszono 29 477 miejsc oraz 391 miejsc dla dzieci niepełnosprawnych.
Prywatne żłobki, kluby dziecięce i opiekunowie dzienni mogli starać się o dofinansowanie w obrębie 2 modułów:
3 – utworzenie oraz funkcjonowanie nowych miejsc opieki w prywatnych podmiotach – zgłoszono 18 987 miejsc,
4 – funkcjonowanie istniejących miejsc opieki w prywatnych podmiotach – zgłoszono 69 435 miejsc oraz 670 miejsc dla dzieci niepełnosprawnych.
Wszystkie podmioty, które zgłosiły się do programu, uzyskały dofinansowanie. Jeżeli żłobek czy klub dziecięcy, do którego uczęszcza (lub będzie uczęszczać Wasza uciecha) został zakwalifikowany przez Wojewodę, z pewnością otrzyma środki.
Zarówno w przypadku podmiotów samorządowych jak i prywatnych, wysokość dofinansowania na jedno miejsce wynosi 80 zł miesięcznie, a dla dzieci niepełnosprawnych 500 zł miesięcznie. Warto pamiętać, że program ten oraz dofinansowanie z gminy to dwie różne rzeczy. Żłobki prywatne w wielu gminach mają również specjalną dopłatę do każdej godziny opieki nad dzieckiem, są to jednak inne środki. Kwota jest zryczałtowana i nie ma znaczenia w jakim wymiarze czasu dziecko przebywa w żłobku. Wiele placówek oferuje małe karnety na kilkadziesiąt godzin lub opiekę do 5 godzin dziennie – również w takich przypadkach rodzic może liczyć na pomniejszenie czesnego o 80 zł miesięcznie lub 500 zł miesięcznie w przypadku dziecka niepełnosprawnego. Jedynym warunkiem jest to, że kwota dofinansowania nie może być wyższa niż opłaty, jakie ponoszą rodzice (po odliczeniu ulg).
Wyniki zostały ogłoszone już w styczniu, jednak doświadczenia z poprzednich lat wskazują, że na pieniądze trzeba będzie poczekać do drugiego kwartału. W pierwszej kolejności wypłacane jest wyrównanie za poprzednie miesiące, w kolejnych miesiącach rodzic zobowiązany jest płacić czesne pomniejszone o 80 zł. Nie ma znaczenia kiedy dziecko zostanie zapisane do żłobka – każdy miesiąc 2021 roku objęty jest dopłatą.
Ilość miejsc w poszczególnych modułach jest dobrym odzwierciedleniem sytuacji w placówkach opieki nad najmłodszymi dziećmi. W żłobkach i klubach samorządowych mamy do dyspozycji blisko 36 tysięcy miejsc, a podmioty prywatne oferują około 89 tysięcy miejsc objętych programem – ponad dwukrotnie więcej. W większości gmin warto zapisywać dziecko do żłobka samorządowego zaraz po urodzeniu, ponieważ czas oczekiwania na miejsce to często nawet 1,5 roku.
autor: Agnieszka Kurtyka
Dbanie o zęby mleczne jest konieczne, dlatego już od najmłodszych lat powinniśmy regularnie odbywać wizyty u dentysty. Gdy wyrosną pierwsze siekacze, należy pokazać je dentyście. Lekarz sprawdzi jak dziecko przechodzi proces ząbkowania i wyjaśni jak uniknąć próchnicy. Kolejna wizyta jest obowiązkowa gdy dziecko ma już wszystkie zęby mleczne, czyli około 3. roku życia.
Wizyta adaptacyjna to taka, na której dziecko oswaja się z gabinetem. Zazwyczaj trwa około 15 minut, lekarz opowiada o narzędziach i swojej pracy, uczy dziecko jak prawidłowo dbać o jamę ustną i zęby. To wizyta zapoznawcza – potrzebna, by dziecko zaufało osobie, która ma dbać o jego uzębienie.
W Polsce działają gabinety, które np. znieczulają łagodnie przy pomocy The Wand, komputerowego znieczulenia, które wygląda jak czarodziejska różdżka.
Wybierz gabinet, gdzie próchnicę leczą bez bólu przy pomocy ozonu, a nie tradycyjnego wiertła.
Najważniejsze – zachowaj spokój, nie uciekaj z dzieckiem z gabinetu i znajdź zaufanego stomatologa, bo bez tego każda wizyta może zakończyć się niepowodzeniem. Pamiętaj, że nieleczona próchnica może być przyczyną wielu poważnych chorób w przyszłości.